niedziela, 16 marca 2014

Wiosna… wiosnę widzę…

Chociaż weekend potwierdził stare porzekadło „w marcu jak w garncu”, to jednak w ciągu ostatnich dni niezaprzeczalnie było czuć wiosnę. Zapewne porządki wiosenne masz już za sobą, lub zaplanowane. Ja po uporaniu się z pokojem, postanowiłam zająć się garderobą.

Większość czarnych ubrań zapakowałam do worków i wyniosłam. W końcu mamy wiosnę. Zostawiłam jednak czarną sukienkę i marynarkę, gdyż dzięki nim szybko można stworzyć elegancką stylizację.

Ze smutkiem zauważyłam, że nie wszystkie ubrania na mnie pasują lub nie będę ich już nosiła.

Co można zrobić właśnie z takimi ubraniami?

-Sprzedać. Dzięki temu na Twoje konto wpłynie troszkę gotówki i zrobisz miejsce na nowe ubrania.
-Wymienić się. Zapewne znasz osobę, która chętnie wymieni się albo odkupi od Ciebie ubrania.
-Oddać. Używaną odzież można oddać bezpośrednio różnym organizacjom, które przekazują ją potrzebującym, np. PCK.

Chyba każdemu zdarzyło się zaspać. By uniknąć stresu przy doborze odzieży, gdy śpieszę się rano, mam jeden „zestaw awaryjny”. Jest to dobry patent, oszczędzający czas i nerwy. Jaką odzież proponuję na „zestaw awaryjny”?

-dżinsy (obecne w każdej szafie, dobre na każdą porę roku),
-buty na płaskiej podeszwie (z pewnością łatwiej w takich biec do autobusu ; ) ),
- bawełnianą bluzkę z ciekawym nadrukiem,
-ulubiony sweter.



Postanowiłam wpuścić pomiędzy wieszaki trochę świeżego powietrza w postaci nowych ubrań. Jestem jednak wyznawcą zasady „diabeł tkwi w szczegółach”. Nie trzeba od razu kupować "bilionów" dżinsów, sukienek, bluzek. Często jeden dodatek potrafi całkowicie zmienić wygląd.

Dlatego proponuję Ci bardzo wiosenne DIY w postaci wianka na głowę.

Potrzebujesz:

*brązowej opaski do włosów
*sztucznych kwiatów (rozmiar i rodzaj według osobistych preferencji)
*mocnego kleju typu kropelka

Opcjonalnie:
ćwieki, kokardki.

Planujemy rozkład kwiatów na opasce, następnie przyklejamy je klejem, starając się zasłonić miejsce sklejenia. Możemy również zastosować „wzór” kwiatek, ćwiek, kwiatek, ćwiek, itd. lub przyozdobić opaskę kokardkami.

Kilka inspiracji:







Oraz wykonanych przeze mnie stylizacji:







wtorek, 4 marca 2014

Wiosna? Jestem na TAK!

Według kalendarza do wiosny pozostało 16 dni. Nie wiem, jak Ty, ja czuję ją już od dawna. Niestety, moje otoczenie nie zwiastuje zmiany pory roku- za oknem jest szaro i smutno, w moim pokoju z sufitu smętnie zwisają papierowe śnieżynki, na szmaragdowych zasłonach nieśmiało tlą się niebieskie lampki choinkowe. Chciałabym zmienić wystrój, lecz to bez sensu z bałaganem. W końcu nie maluje się paznokci nowym lakierem, nie szykując ich przedtem odpowiednio- to popsułoby efekt.

Czas ostatecznie pożegnać zimę. Jak? Dzisiaj chciałabym opisać moje zmagania ze sprzątaniem pokoju. Może sam/sama znasz te sposoby, a może mój plan sprzątania zainspiruje Cię do wiosennych porządków?

Zdarza mi się zapuścić pokój. Wiadomo, najprostsza zasada, żeby odkładać na miejsce rzeczy, których się używało, rzadko zdaje egzamin, zwłaszcza, jeśli się śpieszę. Często stając w obliczu sobotnich porządków załamuję ręce- przecież niemożliwe, żebym posprzątała to w krótkim czasie, a w końcu trzeba jeszcze odrobić lekcje, spotkać się ze znajomymi, odwiedzić dziadków…



1. Przygotuj plac boju.


Zawsze zaczynam od łóżka. Jest to moje „centrum dowodzenia”. Pościel wynoszę do wywietrzenia, żeby mieć jak najwięcej miejsca. Wówczas mogę na nim układać i sortować rzeczy. Poza tym, gdy się zmęczę, mam gdzie usiąść, a brak pościeli sprawia, że nie ma ryzyka, bym zasnęła.;)

Planuję i przynoszę sobie wszystkie środki czyszczące, jakie będą mi potrzebne, tak by później nie wychodzić z pokoju. Dlaczego? Często złapałam się na tym, że idąc po kolejną ściereczkę, czy płyn do szyb, podświadomie siadałam przy telewizorze, zaciekawiona tym, co ogląda mój tato, lub zwabiona pysznymi zapachami, szłam do kuchni.
Zawsze też szykuję „sprzątaniową playlistę”. Zdecydowanie łatwiej i przyjemniej sprząta mi się przy muzyce. 

2. Wydziel sektory.


Wizja sprzątania na raz całego pokoju jest dość przerażająca. Zawsze dzielę pokój na części, zwykle wyglądają one tak:

Sektor I
łóżko, szafka nocna, szafa nad łóżkiem- Jak wspomniałam, zawsze zaczynam od łóżka, ponadto „ogarnięcie” tej części zajmuje mi stosunkowo mało czasu.  Dzięki temu w ciągu niecałej godziny mam posprzątaną praktycznie całą „ścianę”, co motywuje do dalszego sprzątania.

Sektor II
parapet, biurko- Idzie mi to niezwykle szybko, często robię to automatycznie, bez przerwy po sektorze I.

Sektor III
trzy szafy „szkolne”- Liczba trzech szafek mimowolne kojarzy mi się z Cerberem. To chyba jeden z najbardziej mozolnych etapów, czasem rozkładam ten sektor na dwa dni.  Zwykle zaczynam od „zrzucenia” wszystkiego z półek, następnie to sortuję. Zwykle polega to na oddzieleniu książek szkolnych od „prywatnych”(które czytam dla przyjemności), powrzucaniu do odpowiednich przegródek i pudełek przyborów. Odkładam też ważne papiery w koszulki, często przypinam je do tablicy korkowej.

Sektor IV
garderoba- Zwykle zajmuję się nią trzeciego dnia sprzątania, gdy „pokonam Cerbera”.  Jednak o tym procesie chcę napisać więcej w następnym poście.

Zdaję sobie sprawę, że opis nie jest zbyt dokładny, ale chyba każdy wie, że np. półki należy odkurzyć etc. Chodziło mi tu raczej o pokazanie, jak można podzielić sprzątanie pokoju i rozłożyć to w czasie.

3. Włącz muzykę i… myślenie.


Chyba nikt nie lubi syzyfowej pracy. Dlatego np. nigdy nie odkurzam podłogi, gdy wiem, że czeka mnie jeszcze ścieranie lampy.  Chodzi o „mądre sprzątanie”- by nie robić bezsensownie tego samego kilka razy.

4. To nie zabawa szeregowy!


Często podczas sprzątania znajduję wszelakie „skarby”- stara zabawka, zdjęcie, czy paciorek potrafią przywoływać wspomnienia. Niestety sprawia to, że często „zawieszam się” przez to na długie godziny. Mój sposób? Pudełko z napisem „pamiątki”. Wrzucam do niej takie znaleziska, w końcu nic nie stoi na przeszkodzie, by pooglądać je po skończonej pracy.

 5. Przerwy są dobre, ale…


Robię sobie przerwy, lecz nie dłuższe niż 15-20 minut. Tak jak wspomniałam wyżej, „zawieszam się”, przez co czasem ulatuje ze mnie cała motywacja, jaką zebrałam. Długim przerwom mówię wyraźne NIE.

6. Pamiętaj, nie jesteś sam!


W obecnych czasach mamy wielu „pomocników”. O ile samoodkurzający odkurzacz wydaje mi się jeszcze zbyt ekstrawagancki, to z pomocą przychodzą nam takie rzeczy jak ozdobne pudła, przyborniki i wiele innych. Dzięki temu pokój będzie nie tylko schludniejszy, ale może nabrać też charakteru. Nie zapominajmy też o rodzinie. Możemy poprosić o pomoc mamę czy tatę(podkreślam o pomoc, a nie wyręczanie, po pierwsze dlatego, że z pewnością ma sama/sam dużo pracy, po drugie chyba zostawienie pokoju „samopas” jest zbyt ryzykowne ;) ). Jeśli mieszkamy z młodszym rodzeństwem, one również może nam pomóc. Zdaję sobie sprawę, że zwykle najlepszą pomocą jest brak pomocy, ale przecież można np. podzielić podłogę pełną zabawek na części i zrobić zawody, kto szybciej posprząta swój sektor.
Kiedy uporam się już z porządkami, zaczynam DIY odpowiednie do danej pory roku. Ale o tym innym razem.


Ps. Można wrócić, jak gdyby nigdy nic? Mam nadzieję, że tak. 

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Déjà vu, karma is a b*&^t

Piszę te słowa, bijąc się w pierś. Przyznaję, że zaglądam tu ostatnio bardzo rzadko. Dlaczego? Bo nie mam czasu… dla samej siebie? Idiotyczne, czyż nie?

Czy jest mi w z tym źle? W sumie nie. Od początku miał to być blog o mnie i dla mnie, nie robiony „pod publikę”.

Chyba 94% znanych mi osób zaczyna rozmowę od: ”Hej, co tam?”.
No właśnie, co u mnie?
Średnia wystawiona, uzyskałam wynik 5,36.
I m.in. ten temat chcę poruszyć. Nie chodzi mi bynajmniej o oceny, raczej o stereotypy z nimi związane. Sam/ sama odpowiedz sobie na pytanie, co pomyślałeś/pomyślałaś, czytając zdanie o moim wyniku w nauce. Czy w Twojej głowie pojawiło się: ”Ale wysoka średnia.”, „Phi! Mam wyższą.”, „Co mnie to obchodzi!?” a może „Boże, jaka kujonica, pewnie nie robi nic, tylko siedzi nad książkami. Get a life!”. Otóż to. Osoba, która dobrze się uczy jest automatycznie kujonem, nerdem, osobą bez życia. To smutne, ale zauważyłam, że ludzie z mojego otoczenia postrzegają mnie właśnie jako taką uczennicę.



Tak, wiem, wiem, nie powinno mnie to obchodzić. Ale nie ukrywam, że czasami zaboli mnie to, że do spisywania ode mnie pracy domowej większość osób, „jest pierwsza”. Ale kiedy pojawia się weekend i „melanże”, jakoś nikt o mnie nie pamięta. Bo co? Bo niby ”siedzę w domu i odrabiam lekcje”? Bo „moją przerwę w nauce stanowi pójście na mszę w niedzielę”?  

Tak. Odrabiam lekcje, ale wtedy, kiedy muszę, wbrew pozorom- jestem niezwykle leniwa.

Tak. Chodzę na mszę, ale to moja wiara i sprawa między mną, a Bogiem.

Nie wiem, czego ludzie się boją. Może tego, że jestem „zbyt spięta”? Możliwe. Ja uważam, że mam po prostu ściśle określone zasady i się ich trzymam.

Lecz niektórzy nie tylko nie mają zasad, ale i się nie szanują. To, czego się dowiedziałam w zeszły piątek, niezwykle mnie załamało.

Okazało się, że dwie osoby z mojej klasy (wliczając mnie) NIE przeszły jeszcze inicjacji alkoholowej. Skąd to wiem? Ot, niewinna pogawędka z pewnym kolegą z klasy. Pozwolę sobie mniej więcej przytoczyć dialog:

[Kolega]-Ania… ty już byłaś pijana?
[ja]-…Nie?...-odpowiedziałam zdziwiona.
[K]-Wiesz, że w naszej klasie, tylko ty i ja jeszcze nie piliśmy?
[j]-…-szczerze, to nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć.
Zapanowała cisza.
[j]- Tak właściwe, to skąd masz taką informację, przeprowadzasz wywiad środowiskowy?
[K]-Wiem to od… Marcina.

Nagle poczułam, jak krew spływa mi w dół ciała. Dlaczego tak mnie to podłamało? Bo łudziłam się, że jest rozsądniejszy? Bo myślałam, że jest… inny?

Tymczasem Kolega kontynuował swoją wypowiedź:
[K]- Podobno w tą sobotę Emil i Wiktoria tak się schlali, że Wiktoria omal nie złamała łóżka, na które upadła. Wyobraź sobie, że to stało się wtedy, kiedy Emil gorąco zapewniał jej tatę, że Wiktoria jest w toalecie. Pomyśl tylko: ”Przykro mi, Wiktoria nie może rozmawiać, bo jest w…” I nagle JEBUT!- krzyknął dobitnie Kolega, gestykulując rękami.

Więc Marcin, Wiktoria, Emil i kilkanaście innych osób znajdowało się we względnym stanie nieważkości minionego weekendu. Cóż, to by wyjaśniało, nagłą integrację tej trójki. A właściwie przyklejenie się Wiktorii i Emila do Marcina.

No właśnie, Marcin. Nie wiem, co o nim myśleć. Nie podoba mi się jego postawa. Ale też nie widziałam go „w akcji”. Może tak naprawdę była to kwestia „łyka” wódki, tudzież innego trunku? Ale czy w ogóle w naszym wieku może być stosowane takie powiedzenie, jak „kulturalne picie”?

Sama nie wiem, muszę to sobie jakoś poukładać.

Jeszcze raz pytam o fenomen alkoholu: Czy na serio jest to taka superświetna sprawa? Mnie osobiście nastolatki z (pardon) powykrzywianymi mordami od alkoholu odrzucają, obrzydzają, stresuję się w obecności takich osób.

W tą środę odbywa się dyskoteka. Oczywiście populacja nie będzie zbyt duża, zapewne dlatego, że nie można wnosić żadnego alkoholu zarówno przy sobie, jak i w sobie.
Czy bez alkoholu można się dobrze bawić? Ależ oczywiście, że można. Nieważne jak, nieważne gdzie, ważne z kim.
No właśnie. Niczym w mocno zmienionej baśni Brzechwy, kiedy ja mogę iść na dyskotekę, Marcin jest chory…
A szczerze, głównie dla niego chciałam iść.
No cóż, żeby być z kimś, najpierw trzeba nauczyć się być samą, czyż nie?...



czwartek, 16 stycznia 2014

Dorosłe dzieci

Nie lubię podsłuchiwać, jednak trudno przegapić czyjeś słowa, kiedy ktoś mówi głośno, wręcz krzyczy. Od dłuższego czasu właśnie w ten sposób mam „przyjemność” dowiadywać się o życiu towarzyskim pewnych dziewczyn z mojej szkoły. Nie znam ich, sądzę, że chodzą do pierwszej klasy.



Niepokoi mnie nie tylko to co słyszę, ale również to, co u większości swoich rówieśniczek widzę. Wyzbycie się dzieciństwa, głównym dylematem jest to, jak kupić papierosy bez „przypału”, oraz, czy przy wpisie pod tytułem (pardon) „Aszzz siem najebałam tym naparstkiem wody XOXOXOXOX #swag#melanż#yolo” lepiej będzie się wyglądało z prawego, czy lewego profilu. „Nie, nie dla optymalnego efektu wybiorę ten, na którym wymiotuję, przy okazji widać malinkę na szyi.”



STOP.

Mam pytanie: czy tylko ja żyję w tak „patologicznym” społeczeństwie? Czy Ty też w swoim otoczeniu znasz takie osoby? Pytam poważnie, zastanawia mnie to od dłuższego czasu.

Nie tak dawno zapytałam mojej mamy, czy w moim wieku miała już chłopaka. Zaśmiała się i odpowiedziała, że ona w wieku piętnastu lat jeździła po okolicy na rowerze, z Emilką(jej lalką) usadzoną na bagażniku.
Teraz piętnastoletnie dziewczyny owszem jeżdżą, ale do ginekologa.
Być może Twoja reakcja będzie następująca: ”Nie dość, że generalizujesz, nic tymi słowami nie zmienisz.” etc.

Może i prawda.

Ale doprawdy, nie rozumiem tego pędu do dorosłości. Myślę, że wielu z nas brakuje tej dziecinnej naiwności, marzeń, radości.

A może masz ostoję, która pozwala Ci do tego wrócić? Do tych „beztroskich” nie aż tak odległych lat dzieciństwa?

Ja mam.
Są to piękne bajki, które często potrafią przypomnieć człowiekowi, co jest naprawdę ważne.  

Pozwól, że z czystej ciekawości, zadam Ci kilka pytań:

Jaka była Twoja ulubiona bajka? (w znaczeniu: książka, film)

Najmilsze wspomnienie z dzieciństwa?

Ulubiona/wymarzona zabawka?

Czy i w czym widziałaś/widziałeś magię? (np. wysoki dąb, jako dom elfów, śnieg, jako małe tancerki)

Jaka była Twoja ulubiona zabawa?

Nie musisz odpowiadać mi na wszystkie pytania. Może nawet nie paść żadna odpowiedź. Ale sądzę, że warto zadać je sobie, może uda Ci się udać w podróż w czasie?


Może cofam się w rozwoju. Może z takim podejściem nie będę traktowana jako zdrowa na umyśle. Nie dbam o to. Chcę pozostać taka jaka jestem, próbując namalować wszystkie barwy wiatru.



Pozdrawiam,
Infantylna Anna



piątek, 10 stycznia 2014

Nowy rok, stary blog

Nie lubiłam nigdy, kiedy ktoś zaczynał wpis od „Przepraszam, że mnie tak dawno nie było, ale…”. Lecz oto mnie samej przyszło tak pisać.




Co było spowodowane moją nieobecnością? W sumie „zawdzięczam” to wielu czynnikom, takim jak między innymi złe samopoczucie i wizyta w szpitalu.

Chciałam zebrać w sobie wystarczającą porcję optymizmu, aby ten post był chociaż troszeczkę pozytywny. Piszę więc bardzo szybko i nie ukrywam, może być trochę chaotycznie.

Przyznaję, że ostatnio życie mi się troszkę wali. Nie za bardzo radzę sobie z otaczającą mnie rzeczywistością. Dlatego postanowiłam zapisać się do psychologa. I to rodzi się pytanie: dlaczego, jak ktoś idzie do lekarza rodzinnego, nikt nie robi z tego większego halo, a jeśli ktoś z własnej woli idzie do psychologa staje się… „psycholem”? Wytłumacz mi proszę ten fenomen.



Jak mi mija nowy rok? Cóż, dowiedziałam się kilu przykrych rzeczy. Być może czeka mnie operacja. Jednak bardziej dołożyło mi coś innego. Zderzyłam się ze świadomością, że nie mam przyjaciół.
Owszem miałam pewną grupę osób, z którą wychodziłam, rozmawiałam. Jednak, nie wiedzą praktycznie nic o tym, co dzieje się w moim życiu w ciągu ostatnich miesięcy, boję się ich reakcji. A chyba w przyjaźni chodzi o poczucie akceptacji i bezpieczeństwa, prawda? Jeśli nie dobijam się do nich, mają mnie tam, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę.



Jakie są moje postanowienia noworoczne?

Na początku moim postanowieniem było ich brak. Potem na listę w mojej głowie wpisałam:

„1. Przetrwać.”.

Skreślam jednak ten punkt i zamieniam na:

„Zamierzam odciąć się od pewnych ludzi i starać się być codziennie lepszą osobą.”.


W komentarzach znalazłam jedno pytanie do mnie:

1.      Skąd pomysł na pseudonim na Ann Scott? (jeśli to jest pseudonim).

Jest to pseudonim. Przyznaję, że z moich licznych przydomków, ten ma najmniej ciekawą genezę.
Pomysł zrodził się podczas zakładania kolejnego konta mailowego. Nie miałam pomysłu na imię i nazwisko. Akuratnie grałam na telefonie w The Sims, postać, którą wówczas kierowałam, miała na nazwisko Scott. Wystarczyło dodać imię. Jakie? Moje, tylko brzmiące bardziej… "angielsko".

Mam na imię Anna. Miło mi.


czwartek, 26 grudnia 2013

Nieśmiali żyją… nudniej

Magia świąt powoli się rozmywa, najjaśniejsza gwiazda blednie. Leżymy leniwie (niektórzy w panice liczą pochłonięte kalorie-paranoja). Wielkimi krokami zbliża się sylwester… Dziewczyny szykują kreacje, klnąc w duchu, że niepotrzebnie jadły te wszystkie pyszności.



No właśnie…



To chyba będzie jeden z moich najbardziej „dojrzałych” sylwestrów. Spędzę go z… kotem, rodzicami i dziadkami. Cóż, nie tylko ja jestem zawiedziona.




Uroczo. Zdaję sobie sprawę, że w tym momencie mnie zlinczujesz. Pewnie myślisz: ”Daj spokój dziewczyno, to tylko sylwester.”. Zdaję sobie z tego w pełni sprawę. Jednak, biorąc pod uwagę moją sytuację, marzę o wyrwaniu się gdzieś, oderwaniu do tego wszystkiego.



No cóż, to i tak lepsze od tej drugiej opcji- miałam być w szpitalu, ale jadę tam siódmego stycznia.

Z czego wynika taka a nie inna sytuacja? Cóż… nie jestem popularną osobą. Szczerze, nigdy mi na tym nie zależało. Nie znajdziesz mnie na portalach społecznościowych ani na  zdjęciach z wszelakich konkursów(zawsze udało mi się schować.). Nazwijmy rzecz po imieniu- byłam kiedyś bardzo nieśmiała i chociaż starałam się zwalczyć tą cechę, to pewien jej zalążek pozostał. Wcześniej mi to nie przeszkadzało, ale właśnie w takich sytuacjach przydałaby mi się „siła przebicia”.

Mam dwie prośby- jeśli będziesz miał/miała taką możliwość, wznieś za mnie toast, chociażby z wody z kranu.

I druga sprawa- ze względu, iż pewnie spędzę tą „jedyną noc w roku” przy komputerze, jeśli chcesz, możesz w komentarzach napisać pytania do mnie. Czy to będzie pytanie o mój wiek, czy o to, „Czy w dzieciństwie wierzyłam, że kołdra jest magiczną tarczą chroniącą przed potworami?”- zależy od Ciebie. Może odpowiem na wszystkie, może wybiorę kilka- zależy, ile ich napłynie, i jak będą brzmiały.
Z góry dziękuję.


Zdaję sobie sprawę, że nie jestem osobą obdarzoną dobrym gustem, a jedynym programem do obróbki graficznej jaki znam jest Paint, to mimo to pozwoliłam sobie przygotować zestawy, w których sama na sylwestrze chętnie bym wystąpiła. Może zainspirują tą damską część czytelniczek. 



A jakie są Twoje plany na sylwestra?


poniedziałek, 23 grudnia 2013

Nic zakasującego, czyli wszystkiego najlepszego

Z okazji świąt Bożego Narodzenia, życzę Ci nabycia umiejętności łapania radości, nie tylko zachowywania jej w duszy, ale też dzielenia się nią z ludźmi. Aby każdy dzień niósł ze sobą coś pozytywnego. Po prostu- zwykłego ludzkiego szczęścia.





czwartek, 19 grudnia 2013

Gorzko-słodka wigilia… ze szczyptą magii


Od dłuższego czasu chciałam napisać opowiadanie, gdyż nie robiłam tego od trzeciej klasy szkoły podstawowej. Jaki jest temat?
„W równoległym świecie postać literacka opisuje twoje życie jako fan-fiction.”

Być może mało ambitne, ale dobre jako rozgrzewka.

Uprzedzam, że opowiadanie jest mało porywające i długie.
Mimo wszystko zachęcam do przeczytania… i recenzowania oczywiście.

Zanim zaczniesz czytać, proponuję posłuchać ten utwór:




A więc od teraz tego bloga przejmuje Ron Weasley, klawiatura zamienia się w pióro.
Zapraszam.



Lumos maxima.



Niebiesko-biała kula światła nieśmiało wystrzeliła z różdżki i oświetliła pożółkłe kartki papieru. Zagryzłem w zębach pióro. Robiłem to odruchowo, świadomy, że to nie jest najlepszy pomysł. Połaskotany pierzem, zacząłem kasłać.
„A niech to szlag. Tylko, żeby nikt się nie obudził.”
Rozejrzałem się po komnacie.
Moi współlokatorzy spali jak spetryfikowani.
Spojrzałem na łóżko Harry’ego. Na szczęście dzisiaj nic nie wskazywało na to, żeby śnił mu się Sam-Wiesz-Kto.

Idealnie. Mogłem wrócić do mojej opowieści.

W sumie sam nie wiem, kiedy zacząłem. Być może pomysł zrodził się na którejś z lekcji z profesorem Snape’em, kiedy panicznie musiałem dokądś uciec, przynajmniej myślami.




Tak czy owak, pisanie o mugolce niezwykle mnie relaksowało. Często dziwiłem się, że mam w sobie takie pokłady wyobraźni. Cóż, u Fred’a i Georga’a kreatywność przejawiała się w wymyślaniu licznych kawałów, dlaczego u mnie nie miała się objawiać talentem pisarskim? No dobrze, trochę przesadziłem…
No i znowu odpłynąłem, pora napisać kilka słów, zanim zasnę:

„Wstawaj!- usłyszała krzyk mamy. Lewym okiem popatrzyła na zegarek. Za piętnaście siódma. Jej małym marzeniem, odkąd otworzyła prawe oko, było ponowne pogrążenie się we śnie. Motywowała ją tylko myśl, że dzisiaj jest wigilia klasowa i skrócone zajęcia. W to, że w szkole pojawi się Marcin wątpiła- nie było go od wczoraj.
Czas od wyjścia z domu do pojawienia się w sali minął jej błyskawicznie- chociaż i tak znalazła się tam minutę po dzwonku. Rozejrzała się po klasie. Widok był niepokojący- w ławkach znajdowało się zaledwie pięciu uczniów, wliczając ją. Najgorsze było to, że nauczycielka(przez Annę wielokrotnie w myślach nazywana Harpią), nie zamierzała odpuszczać. Na szczęście, w momencie, kiedy Harpia pytała trzecią osobę z pracy domowej, w klasie pojawił się Marcin.



A więc ten dzień wcale nie miał być taki zły.”



Otworzyłem oczy. Przez okno przebijała się biała poświata – pewny znak, że przez noc zdążyło napadać dużo śniegu.
-Hej Ron!- usłyszałem głos Harry’ego.-  Wybieramy się do Hogsmeade, idziesz z nami?

Musiałem przez chwilę przetrawić te słowa.

-Nie, dzięki Harry, wybiorę się za tydzień.

-Chyba jeszcze dobrze się nie obudziłeś.-uśmiechnął się Harry.

-Wyprawa do Miodowego Królestwa jest kusząca, ale dzisiaj zamierzam poćwiczyć trochę latanie, jeśli chcę coś osiągnąć w Quidditch’u. Zatem jeszcze raz mówię, wybiorę się za tydzień.

-Jak chcesz- Harry wzruszył ramionami- do zobaczenia na obiedzie.

-Cześć.

Po powrocie byłem wściekły- nie dość, że dzisiaj wielokrotnie lądowałem w śniegu, to jeszcze na dodatek musiałem trafić na Malfoy’a.

-Co  to Weasley? Jesteś cały mokry od swoich łez? Nie martw się, słyszałem, że poszukują testera tłuczków, więc twoja kariera w Quidditch’u wcale nie jest skreślona.

- A, Malfoy. Niestety, bez oklasków twoje słowa nie mają aż takiej mocy. Na przyszłość nie ruszaj się bez Goyle’a i Crabbe’a.

 

Widocznie zaskoczyłem Draco, gdyż nic mi nie odpowiedział. Postanowiłem pójść jak najszybciej do dormitorium, byłem cały przemoczony od stopniałego śniegu.

 

Lekko się przestraszyłem, kiedy zobaczyłem Hermionę siedzącą na moim łóżku. Czytała coś. Na początku nie zwróciłem na to uwagi- była to czynność, w jakiej najczęściej można było ją spotkać. Jednak zaniepokoił mnie wyraz jej twarzy- zwykle nie wyrażała żadnych emocji, tym razem jej brwi było zmarszczone, jakby nie mogła odczytać liter.

 

-Co to Hermiono, dlaczego masz minę, jakbyś zjadła cukierka o smaku wymiocinowym?- Palnąłem.

 

Ale w tym momencie pewnie sam tak wyglądałem. Cholera, Hermiona czytała moje opowiadanie o Annie! Czułem, jak uszy pieką mnie żywym ogniem.

 

-Tooo… prywatne- bąknąłem- poza tym istnieje coś takiego jak przestrzeń osobista, wiesz?!

-O co Ci chodzi Ron? Chciałam tylko pożyczyć notatki, te kartki leżały na wierzchu…

-Ty chciałaś pożyczyć notatki ode mnie?! To żart, błagam, mam w to uwierzyć?!

-Jak tam chcesz.-oddała mi „notatki”. -Kiedy spotkasz Harry’ego, przekaż mu, że chcę z nim pogadać.

 

Zaczęła kierować się do drzwi.

 

- Przekaż mu, że chcę z nim pogadać.- przedrzeźniałem ją.

 

Odwróciła się, po policzkach spływały jej łzy. Niemal wybiegła z naszego dormitorium.

 

„Brawo Ron, znowu ranisz tych, na których najbardziej ci zależy.”

 

Schowałem kartki pod poduszkę i w końcu poszedłem się przebrać- na podłodze pojawiła się już spora kałuża ze stopniałego śniegu.

Kiedy uporządkowałem wszystko wokół siebie, nadszedł czas, by uporządkować wszystko we mnie.

 

Nie miałem w sumie na nic ochoty, nie poszedłem na obiad- potrzebowałem chwilowego oderwania od rzeczywistości. Zacząłem kontynuować moje opowiadanie:

 

„Od tego momentu lekcje nabrały tępa, jakby w Marcinie tkwiła moc podróżnika w czasie. Zanim się obejrzała już wybił dzwonek na lekcję wychowawczą, a raczej-wigilię klasową. Nagle populacja klasy wzrosła niemal dwukrotnie. Oczywiście przez najbardziej ekstremalne zadanie- dzielenie się opłatkiem-trzeba było przejść na samym początku.

 

Anna postanowiła złożyć Marcinowi życzenia „w środku”- stwierdziła, że to najlepsza strategia. Dzieliła się z kolejną osobą z rzędu, najwyraźniej wszyscy z klasy stwierdzili, że na jej długie i indywidualne dla każdej osoby życzenia najlepszą odpowiedzią jest „Nawzajem.”. Z początku było to zabawne, zwłaszcza, ze jednemu chłopakowi życzyła miłej dziewczyny. Nagle, usłyszała swoje imię.




 Ciarki przeszły jej po całym ciele. Tego nie przewidziała. Marcin postanowił złożyć jej życzenia pierwszy. Była na niego zła. To zniweczyło jej cały plan. Czuła się zagrożona i przyciśnięta do muru. Zaczerwieniła się. Popatrzyła w jego oczy, ale tylko na chwilę. Nie potrafiła utrzymać kontaktu wzro-…”

 

Do dormitorium wpadł Harry, a zaraz za nim Hermiona. Omal nie złamałem pióra na pół. Postanowiłem nie miotać się panicznie z ukryciem pożółkłych stron. Dyskretnie schowałem je pod poduszką.

W tym czasie Harry usiadł na swoim łóżku, a Hermiona na moim.

 

 

-Ron, myślę, że powinieneś się posłuchać Hermiony- powiedział Harry.

 

Spłoszyłem się, nie wiedziałem, o co chodzi.

 

-Mam teorię na temat snów Harry’ego.

 

Odetchnąłem z ulgą.

 

-Słucham.-odpowiedziałem.

 

-Na początku blizna Harry’ego była nazwijmy to „pamiątką”. Lecz, czy nie uważacie, że to niepokojące, że za każdym razem, kiedy śni ci się… no wiesz…, że blina cię boli?- Zapytała Harry’ego.

 

-To raczej oczywiste, że ma to ze sobą związek. Pytanie tylko, jaki?

 

-Harry… czujesz ból, kiedy odczuwasz silne emocje. Ale to nie tylko to… myślę, że… jakby to nie zabrzmiało… odczuwacz JEGO myśli i odczucia!

 

Dla mnie było to zbyt abstrakcyjne. Popatrzyłem na posiadacza blizny. Siedział, w jednej ręce trzymał okulary, drugą masował czoło.

 

-To… miałoby sens- wyszeptał.- Te wszystkie sny. Nienawiść. Pustka. Ale to oznacza…

 

-Harry, majaczysz- wyrwałem go z letargu.

 

-Voldemort znów przyjdzie po mnie.

 

Powiedział to nieludzko spokojnym głosem.

 

Popatrzyłem na Hermionę. Choć jej twarz miała kamienny wyraz, w oczach widziałem przerażenie.

 

-Harry -powiedziałem, drżącym głosem- o czym ty gadasz?!

 

-Miałem sen. Myślę, że on jest tu gdzieś blisko. Może to kwestia dni.

 

Hermiona nadal tkwiła w bezruchu. Harry ponownie założył okulary.

 

Zapanowała niezręczna cisza.

 

Miałem tego dość, czułem się jak w wariatkowie.

 

Wziąłem kartkę, pióro i wyszedłem.

 

Nawet nie zauważyli, kiedy to zrobiłem. Nie wiem, czy było to spowodowane tym, że zrobiłem to z prędkością złotego znicza, czy po prostu najważniejszy był Potter. Pewnie to drugie, jak zwykle.

 

Piąte piętro. Biblioteka. Miejsce tonące w tysiącach ksiąg i woluminów. Idealne miejsce na kryjówkę.

 

Pisałem dalej:

 

„(…) Zaczerwieniła się. Popatrzyła w jego oczy, ale tylko na chwilę. Nie potrafiła utrzymać kontaktu wzrokowego. Tymczasem Marcin obdarzył ją uśmiechem. Nie była pewna, czy to był jego najpiękniejszy uśmiech, czy po prostu każdy jego uśmiech taki był.


-Życzę Ci przede wszystkim zadowolenia z życia zawodowego- zaśmiał się. Przewiduję ci karierę pisarki, wiesz? -zapytał, przekrzywiając głowę.


Anna przełknęła ślinę-czyżby o czymś wiedział?...Czyżby czytał…?


-A tak poza tym to dużo zdrowia szczęścia i nawzajem! Uśmiechnął się.


-Życzę ci spełnienia marzeń… oprócz apokalipsy zombie, to raczej słaba opcja.- odpowiedziała uśmiechem.-Dużo zdrowia, pieniędzy, wymarzonej kariery i fajnej dziewczyny.

 

Po czym połamała się szybko opłatkiem i niemalże uciekła. Przez resztę wigilii nie odezwali się nawet słowem, mimo, że siedzieli blisko siebie.

 

Anna wracała do domu przytłoczona myślą, że pragnie miłości, na jaką nie zasługuje. Dobijała ją myśl, że jutro na pewno nie zobaczy Marcina w szkole. Po raz pięćsetny tego dnia postanowiła go sobie darować...   ”

 

-Ron! W końcu cię znalazłam!- usłyszałem, a następnie zobaczyłem Hermionę wyłaniającą się zza regału.

 

-O co chodzi, potrzeba jeszcze jednej osoby do kółka wsparcia dla Harry’ego?- zapytałem.

-Daj spokój Ronald… Ron… Chciałam cię przeprosić.

 

Przerwałem pisać ostatnie zdanie. Popatrzyłem na nią.

 

-Przepraszam, że tak się zachowałam wobec ciebie, że przeczytałam to- pokazała palcem na stronę, na której jeszcze wysychał tusz. – Przepraszam, że ostatnio skupiam się tylko na Harry’m, ale zrozum- w tej chwili to my jesteśmy jego rodziną, jego wsparciem. On nas potrzebuje, niedługo mogą dziać się naprawdę złe rzeczy…-powiedziała jednym tchem.

 

-Jeśli będziemy trzymać się razem, nic nie powinno się stać. Już nie raz byliśmy w takiej sytuacji i wychodziliśmy z niej cało. Ja też przepraszam, nie powinienem tak na Ciebie krzyczeć, kiedy przeczytałaś moje opowiadanie.

 

-Twoje opowiadanie-po raz pierwszy widziałem Hermionę zupełnie zdziwioną.

 

-Err…tak, opowiadanie, no wiesz, dla relaksu- uśmiechnąłem się.-Wiesz zbytnio się z tym nie obchodziłem, bo wydawało mi się to typowo, no wiesz… dziewczyńskie.

 

-Nie mogę uwierzyć, że byłam zazdrosna o fikcyjną postać-wyszeptała.- Bo widzisz, ja… bardzo cię lubię.

 

-Ja ciebie też- uśmiechnąłem się.-Wracajmy już do dormitorium, w porządku?

I tak podążałem szkolnym korytarzem, w jednej ręce dzierżąc plik papierów i pióro, a w drugiej rękę Hermiony.

 

Tej nocy po raz pierwszy wykreśliłem aż tyle tekstu z mojego opowiadania:

 

„(…)Anna wracała do domu przytłoczona myślą, że pragnie miłości, na jaką nie zasługuje. Dobijała ją myśl, że jutro na pewno nie zobaczy Marcina w szkole. Po raz pięćsetny tego dnia postanowiła go sobie darować

Anna wracała do domu z wielką burzą nachalnych pytań:

Czy powinna sobie darować Marcina?

Na jakiej podstawie wróży jej karierę pisarki?

Czyżby czytał jej bloga?

 

Anna jeszcze nie znała odpowiedzi na te pytania. Znała je natomiast przyszłość. Jedyne co mogła zrobić, to czekać na jutrzejszy dzień.

Dzień, który być może nie będzie znaczył nic.

Dzień, który być może zmieni wszystko.  ”