poniedziałek, 27 stycznia 2014

Déjà vu, karma is a b*&^t

Piszę te słowa, bijąc się w pierś. Przyznaję, że zaglądam tu ostatnio bardzo rzadko. Dlaczego? Bo nie mam czasu… dla samej siebie? Idiotyczne, czyż nie?

Czy jest mi w z tym źle? W sumie nie. Od początku miał to być blog o mnie i dla mnie, nie robiony „pod publikę”.

Chyba 94% znanych mi osób zaczyna rozmowę od: ”Hej, co tam?”.
No właśnie, co u mnie?
Średnia wystawiona, uzyskałam wynik 5,36.
I m.in. ten temat chcę poruszyć. Nie chodzi mi bynajmniej o oceny, raczej o stereotypy z nimi związane. Sam/ sama odpowiedz sobie na pytanie, co pomyślałeś/pomyślałaś, czytając zdanie o moim wyniku w nauce. Czy w Twojej głowie pojawiło się: ”Ale wysoka średnia.”, „Phi! Mam wyższą.”, „Co mnie to obchodzi!?” a może „Boże, jaka kujonica, pewnie nie robi nic, tylko siedzi nad książkami. Get a life!”. Otóż to. Osoba, która dobrze się uczy jest automatycznie kujonem, nerdem, osobą bez życia. To smutne, ale zauważyłam, że ludzie z mojego otoczenia postrzegają mnie właśnie jako taką uczennicę.



Tak, wiem, wiem, nie powinno mnie to obchodzić. Ale nie ukrywam, że czasami zaboli mnie to, że do spisywania ode mnie pracy domowej większość osób, „jest pierwsza”. Ale kiedy pojawia się weekend i „melanże”, jakoś nikt o mnie nie pamięta. Bo co? Bo niby ”siedzę w domu i odrabiam lekcje”? Bo „moją przerwę w nauce stanowi pójście na mszę w niedzielę”?  

Tak. Odrabiam lekcje, ale wtedy, kiedy muszę, wbrew pozorom- jestem niezwykle leniwa.

Tak. Chodzę na mszę, ale to moja wiara i sprawa między mną, a Bogiem.

Nie wiem, czego ludzie się boją. Może tego, że jestem „zbyt spięta”? Możliwe. Ja uważam, że mam po prostu ściśle określone zasady i się ich trzymam.

Lecz niektórzy nie tylko nie mają zasad, ale i się nie szanują. To, czego się dowiedziałam w zeszły piątek, niezwykle mnie załamało.

Okazało się, że dwie osoby z mojej klasy (wliczając mnie) NIE przeszły jeszcze inicjacji alkoholowej. Skąd to wiem? Ot, niewinna pogawędka z pewnym kolegą z klasy. Pozwolę sobie mniej więcej przytoczyć dialog:

[Kolega]-Ania… ty już byłaś pijana?
[ja]-…Nie?...-odpowiedziałam zdziwiona.
[K]-Wiesz, że w naszej klasie, tylko ty i ja jeszcze nie piliśmy?
[j]-…-szczerze, to nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć.
Zapanowała cisza.
[j]- Tak właściwe, to skąd masz taką informację, przeprowadzasz wywiad środowiskowy?
[K]-Wiem to od… Marcina.

Nagle poczułam, jak krew spływa mi w dół ciała. Dlaczego tak mnie to podłamało? Bo łudziłam się, że jest rozsądniejszy? Bo myślałam, że jest… inny?

Tymczasem Kolega kontynuował swoją wypowiedź:
[K]- Podobno w tą sobotę Emil i Wiktoria tak się schlali, że Wiktoria omal nie złamała łóżka, na które upadła. Wyobraź sobie, że to stało się wtedy, kiedy Emil gorąco zapewniał jej tatę, że Wiktoria jest w toalecie. Pomyśl tylko: ”Przykro mi, Wiktoria nie może rozmawiać, bo jest w…” I nagle JEBUT!- krzyknął dobitnie Kolega, gestykulując rękami.

Więc Marcin, Wiktoria, Emil i kilkanaście innych osób znajdowało się we względnym stanie nieważkości minionego weekendu. Cóż, to by wyjaśniało, nagłą integrację tej trójki. A właściwie przyklejenie się Wiktorii i Emila do Marcina.

No właśnie, Marcin. Nie wiem, co o nim myśleć. Nie podoba mi się jego postawa. Ale też nie widziałam go „w akcji”. Może tak naprawdę była to kwestia „łyka” wódki, tudzież innego trunku? Ale czy w ogóle w naszym wieku może być stosowane takie powiedzenie, jak „kulturalne picie”?

Sama nie wiem, muszę to sobie jakoś poukładać.

Jeszcze raz pytam o fenomen alkoholu: Czy na serio jest to taka superświetna sprawa? Mnie osobiście nastolatki z (pardon) powykrzywianymi mordami od alkoholu odrzucają, obrzydzają, stresuję się w obecności takich osób.

W tą środę odbywa się dyskoteka. Oczywiście populacja nie będzie zbyt duża, zapewne dlatego, że nie można wnosić żadnego alkoholu zarówno przy sobie, jak i w sobie.
Czy bez alkoholu można się dobrze bawić? Ależ oczywiście, że można. Nieważne jak, nieważne gdzie, ważne z kim.
No właśnie. Niczym w mocno zmienionej baśni Brzechwy, kiedy ja mogę iść na dyskotekę, Marcin jest chory…
A szczerze, głównie dla niego chciałam iść.
No cóż, żeby być z kimś, najpierw trzeba nauczyć się być samą, czyż nie?...



4 komentarze:

  1. o, twój blog ma bardzo ciekawą tematyke, i sposób użalania się na sobą, podoba mi się w jaki sposób piszesz ..
    http://mrocznidusiciele.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, miło mi, że uważasz, że blog ma ciekawą tematykę.
      Trochę zastanawia mnie zdanie "sposób użalania się na sobą"...

      Usuń
  2. Świetny blog. :)
    Świetnie czyta się to w jaki sposób piszesz.
    Wszystko takie życiowe. :)

    Powodzenia i pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak się zaczytałam, że aż byłam zaskoczona, że to już koniec:). Odnosząc się do jednego z powyższych komentarzy nie nazwałabym tego użalaniem się nad sobą bardziej nad otaczająca rzeczywistością. Bo też najzupełniej w świecie nie rozumiem faktu, by dobrze się bawić to trzeba jak najwięcej wypić a potem i tak tego nie pamiętać, a następnego dnia śmiać się z tego. Po prostu żenada. I na koniec ludzie lubią szufladkować. Kujon to nie ma z nim o czym gadać, za to jak można się z kimś napić to super gość.

    OdpowiedzUsuń