niedziela, 16 marca 2014

Wiosna… wiosnę widzę…

Chociaż weekend potwierdził stare porzekadło „w marcu jak w garncu”, to jednak w ciągu ostatnich dni niezaprzeczalnie było czuć wiosnę. Zapewne porządki wiosenne masz już za sobą, lub zaplanowane. Ja po uporaniu się z pokojem, postanowiłam zająć się garderobą.

Większość czarnych ubrań zapakowałam do worków i wyniosłam. W końcu mamy wiosnę. Zostawiłam jednak czarną sukienkę i marynarkę, gdyż dzięki nim szybko można stworzyć elegancką stylizację.

Ze smutkiem zauważyłam, że nie wszystkie ubrania na mnie pasują lub nie będę ich już nosiła.

Co można zrobić właśnie z takimi ubraniami?

-Sprzedać. Dzięki temu na Twoje konto wpłynie troszkę gotówki i zrobisz miejsce na nowe ubrania.
-Wymienić się. Zapewne znasz osobę, która chętnie wymieni się albo odkupi od Ciebie ubrania.
-Oddać. Używaną odzież można oddać bezpośrednio różnym organizacjom, które przekazują ją potrzebującym, np. PCK.

Chyba każdemu zdarzyło się zaspać. By uniknąć stresu przy doborze odzieży, gdy śpieszę się rano, mam jeden „zestaw awaryjny”. Jest to dobry patent, oszczędzający czas i nerwy. Jaką odzież proponuję na „zestaw awaryjny”?

-dżinsy (obecne w każdej szafie, dobre na każdą porę roku),
-buty na płaskiej podeszwie (z pewnością łatwiej w takich biec do autobusu ; ) ),
- bawełnianą bluzkę z ciekawym nadrukiem,
-ulubiony sweter.



Postanowiłam wpuścić pomiędzy wieszaki trochę świeżego powietrza w postaci nowych ubrań. Jestem jednak wyznawcą zasady „diabeł tkwi w szczegółach”. Nie trzeba od razu kupować "bilionów" dżinsów, sukienek, bluzek. Często jeden dodatek potrafi całkowicie zmienić wygląd.

Dlatego proponuję Ci bardzo wiosenne DIY w postaci wianka na głowę.

Potrzebujesz:

*brązowej opaski do włosów
*sztucznych kwiatów (rozmiar i rodzaj według osobistych preferencji)
*mocnego kleju typu kropelka

Opcjonalnie:
ćwieki, kokardki.

Planujemy rozkład kwiatów na opasce, następnie przyklejamy je klejem, starając się zasłonić miejsce sklejenia. Możemy również zastosować „wzór” kwiatek, ćwiek, kwiatek, ćwiek, itd. lub przyozdobić opaskę kokardkami.

Kilka inspiracji:







Oraz wykonanych przeze mnie stylizacji:







wtorek, 4 marca 2014

Wiosna? Jestem na TAK!

Według kalendarza do wiosny pozostało 16 dni. Nie wiem, jak Ty, ja czuję ją już od dawna. Niestety, moje otoczenie nie zwiastuje zmiany pory roku- za oknem jest szaro i smutno, w moim pokoju z sufitu smętnie zwisają papierowe śnieżynki, na szmaragdowych zasłonach nieśmiało tlą się niebieskie lampki choinkowe. Chciałabym zmienić wystrój, lecz to bez sensu z bałaganem. W końcu nie maluje się paznokci nowym lakierem, nie szykując ich przedtem odpowiednio- to popsułoby efekt.

Czas ostatecznie pożegnać zimę. Jak? Dzisiaj chciałabym opisać moje zmagania ze sprzątaniem pokoju. Może sam/sama znasz te sposoby, a może mój plan sprzątania zainspiruje Cię do wiosennych porządków?

Zdarza mi się zapuścić pokój. Wiadomo, najprostsza zasada, żeby odkładać na miejsce rzeczy, których się używało, rzadko zdaje egzamin, zwłaszcza, jeśli się śpieszę. Często stając w obliczu sobotnich porządków załamuję ręce- przecież niemożliwe, żebym posprzątała to w krótkim czasie, a w końcu trzeba jeszcze odrobić lekcje, spotkać się ze znajomymi, odwiedzić dziadków…



1. Przygotuj plac boju.


Zawsze zaczynam od łóżka. Jest to moje „centrum dowodzenia”. Pościel wynoszę do wywietrzenia, żeby mieć jak najwięcej miejsca. Wówczas mogę na nim układać i sortować rzeczy. Poza tym, gdy się zmęczę, mam gdzie usiąść, a brak pościeli sprawia, że nie ma ryzyka, bym zasnęła.;)

Planuję i przynoszę sobie wszystkie środki czyszczące, jakie będą mi potrzebne, tak by później nie wychodzić z pokoju. Dlaczego? Często złapałam się na tym, że idąc po kolejną ściereczkę, czy płyn do szyb, podświadomie siadałam przy telewizorze, zaciekawiona tym, co ogląda mój tato, lub zwabiona pysznymi zapachami, szłam do kuchni.
Zawsze też szykuję „sprzątaniową playlistę”. Zdecydowanie łatwiej i przyjemniej sprząta mi się przy muzyce. 

2. Wydziel sektory.


Wizja sprzątania na raz całego pokoju jest dość przerażająca. Zawsze dzielę pokój na części, zwykle wyglądają one tak:

Sektor I
łóżko, szafka nocna, szafa nad łóżkiem- Jak wspomniałam, zawsze zaczynam od łóżka, ponadto „ogarnięcie” tej części zajmuje mi stosunkowo mało czasu.  Dzięki temu w ciągu niecałej godziny mam posprzątaną praktycznie całą „ścianę”, co motywuje do dalszego sprzątania.

Sektor II
parapet, biurko- Idzie mi to niezwykle szybko, często robię to automatycznie, bez przerwy po sektorze I.

Sektor III
trzy szafy „szkolne”- Liczba trzech szafek mimowolne kojarzy mi się z Cerberem. To chyba jeden z najbardziej mozolnych etapów, czasem rozkładam ten sektor na dwa dni.  Zwykle zaczynam od „zrzucenia” wszystkiego z półek, następnie to sortuję. Zwykle polega to na oddzieleniu książek szkolnych od „prywatnych”(które czytam dla przyjemności), powrzucaniu do odpowiednich przegródek i pudełek przyborów. Odkładam też ważne papiery w koszulki, często przypinam je do tablicy korkowej.

Sektor IV
garderoba- Zwykle zajmuję się nią trzeciego dnia sprzątania, gdy „pokonam Cerbera”.  Jednak o tym procesie chcę napisać więcej w następnym poście.

Zdaję sobie sprawę, że opis nie jest zbyt dokładny, ale chyba każdy wie, że np. półki należy odkurzyć etc. Chodziło mi tu raczej o pokazanie, jak można podzielić sprzątanie pokoju i rozłożyć to w czasie.

3. Włącz muzykę i… myślenie.


Chyba nikt nie lubi syzyfowej pracy. Dlatego np. nigdy nie odkurzam podłogi, gdy wiem, że czeka mnie jeszcze ścieranie lampy.  Chodzi o „mądre sprzątanie”- by nie robić bezsensownie tego samego kilka razy.

4. To nie zabawa szeregowy!


Często podczas sprzątania znajduję wszelakie „skarby”- stara zabawka, zdjęcie, czy paciorek potrafią przywoływać wspomnienia. Niestety sprawia to, że często „zawieszam się” przez to na długie godziny. Mój sposób? Pudełko z napisem „pamiątki”. Wrzucam do niej takie znaleziska, w końcu nic nie stoi na przeszkodzie, by pooglądać je po skończonej pracy.

 5. Przerwy są dobre, ale…


Robię sobie przerwy, lecz nie dłuższe niż 15-20 minut. Tak jak wspomniałam wyżej, „zawieszam się”, przez co czasem ulatuje ze mnie cała motywacja, jaką zebrałam. Długim przerwom mówię wyraźne NIE.

6. Pamiętaj, nie jesteś sam!


W obecnych czasach mamy wielu „pomocników”. O ile samoodkurzający odkurzacz wydaje mi się jeszcze zbyt ekstrawagancki, to z pomocą przychodzą nam takie rzeczy jak ozdobne pudła, przyborniki i wiele innych. Dzięki temu pokój będzie nie tylko schludniejszy, ale może nabrać też charakteru. Nie zapominajmy też o rodzinie. Możemy poprosić o pomoc mamę czy tatę(podkreślam o pomoc, a nie wyręczanie, po pierwsze dlatego, że z pewnością ma sama/sam dużo pracy, po drugie chyba zostawienie pokoju „samopas” jest zbyt ryzykowne ;) ). Jeśli mieszkamy z młodszym rodzeństwem, one również może nam pomóc. Zdaję sobie sprawę, że zwykle najlepszą pomocą jest brak pomocy, ale przecież można np. podzielić podłogę pełną zabawek na części i zrobić zawody, kto szybciej posprząta swój sektor.
Kiedy uporam się już z porządkami, zaczynam DIY odpowiednie do danej pory roku. Ale o tym innym razem.


Ps. Można wrócić, jak gdyby nigdy nic? Mam nadzieję, że tak. 

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Déjà vu, karma is a b*&^t

Piszę te słowa, bijąc się w pierś. Przyznaję, że zaglądam tu ostatnio bardzo rzadko. Dlaczego? Bo nie mam czasu… dla samej siebie? Idiotyczne, czyż nie?

Czy jest mi w z tym źle? W sumie nie. Od początku miał to być blog o mnie i dla mnie, nie robiony „pod publikę”.

Chyba 94% znanych mi osób zaczyna rozmowę od: ”Hej, co tam?”.
No właśnie, co u mnie?
Średnia wystawiona, uzyskałam wynik 5,36.
I m.in. ten temat chcę poruszyć. Nie chodzi mi bynajmniej o oceny, raczej o stereotypy z nimi związane. Sam/ sama odpowiedz sobie na pytanie, co pomyślałeś/pomyślałaś, czytając zdanie o moim wyniku w nauce. Czy w Twojej głowie pojawiło się: ”Ale wysoka średnia.”, „Phi! Mam wyższą.”, „Co mnie to obchodzi!?” a może „Boże, jaka kujonica, pewnie nie robi nic, tylko siedzi nad książkami. Get a life!”. Otóż to. Osoba, która dobrze się uczy jest automatycznie kujonem, nerdem, osobą bez życia. To smutne, ale zauważyłam, że ludzie z mojego otoczenia postrzegają mnie właśnie jako taką uczennicę.



Tak, wiem, wiem, nie powinno mnie to obchodzić. Ale nie ukrywam, że czasami zaboli mnie to, że do spisywania ode mnie pracy domowej większość osób, „jest pierwsza”. Ale kiedy pojawia się weekend i „melanże”, jakoś nikt o mnie nie pamięta. Bo co? Bo niby ”siedzę w domu i odrabiam lekcje”? Bo „moją przerwę w nauce stanowi pójście na mszę w niedzielę”?  

Tak. Odrabiam lekcje, ale wtedy, kiedy muszę, wbrew pozorom- jestem niezwykle leniwa.

Tak. Chodzę na mszę, ale to moja wiara i sprawa między mną, a Bogiem.

Nie wiem, czego ludzie się boją. Może tego, że jestem „zbyt spięta”? Możliwe. Ja uważam, że mam po prostu ściśle określone zasady i się ich trzymam.

Lecz niektórzy nie tylko nie mają zasad, ale i się nie szanują. To, czego się dowiedziałam w zeszły piątek, niezwykle mnie załamało.

Okazało się, że dwie osoby z mojej klasy (wliczając mnie) NIE przeszły jeszcze inicjacji alkoholowej. Skąd to wiem? Ot, niewinna pogawędka z pewnym kolegą z klasy. Pozwolę sobie mniej więcej przytoczyć dialog:

[Kolega]-Ania… ty już byłaś pijana?
[ja]-…Nie?...-odpowiedziałam zdziwiona.
[K]-Wiesz, że w naszej klasie, tylko ty i ja jeszcze nie piliśmy?
[j]-…-szczerze, to nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć.
Zapanowała cisza.
[j]- Tak właściwe, to skąd masz taką informację, przeprowadzasz wywiad środowiskowy?
[K]-Wiem to od… Marcina.

Nagle poczułam, jak krew spływa mi w dół ciała. Dlaczego tak mnie to podłamało? Bo łudziłam się, że jest rozsądniejszy? Bo myślałam, że jest… inny?

Tymczasem Kolega kontynuował swoją wypowiedź:
[K]- Podobno w tą sobotę Emil i Wiktoria tak się schlali, że Wiktoria omal nie złamała łóżka, na które upadła. Wyobraź sobie, że to stało się wtedy, kiedy Emil gorąco zapewniał jej tatę, że Wiktoria jest w toalecie. Pomyśl tylko: ”Przykro mi, Wiktoria nie może rozmawiać, bo jest w…” I nagle JEBUT!- krzyknął dobitnie Kolega, gestykulując rękami.

Więc Marcin, Wiktoria, Emil i kilkanaście innych osób znajdowało się we względnym stanie nieważkości minionego weekendu. Cóż, to by wyjaśniało, nagłą integrację tej trójki. A właściwie przyklejenie się Wiktorii i Emila do Marcina.

No właśnie, Marcin. Nie wiem, co o nim myśleć. Nie podoba mi się jego postawa. Ale też nie widziałam go „w akcji”. Może tak naprawdę była to kwestia „łyka” wódki, tudzież innego trunku? Ale czy w ogóle w naszym wieku może być stosowane takie powiedzenie, jak „kulturalne picie”?

Sama nie wiem, muszę to sobie jakoś poukładać.

Jeszcze raz pytam o fenomen alkoholu: Czy na serio jest to taka superświetna sprawa? Mnie osobiście nastolatki z (pardon) powykrzywianymi mordami od alkoholu odrzucają, obrzydzają, stresuję się w obecności takich osób.

W tą środę odbywa się dyskoteka. Oczywiście populacja nie będzie zbyt duża, zapewne dlatego, że nie można wnosić żadnego alkoholu zarówno przy sobie, jak i w sobie.
Czy bez alkoholu można się dobrze bawić? Ależ oczywiście, że można. Nieważne jak, nieważne gdzie, ważne z kim.
No właśnie. Niczym w mocno zmienionej baśni Brzechwy, kiedy ja mogę iść na dyskotekę, Marcin jest chory…
A szczerze, głównie dla niego chciałam iść.
No cóż, żeby być z kimś, najpierw trzeba nauczyć się być samą, czyż nie?...



czwartek, 16 stycznia 2014

Dorosłe dzieci

Nie lubię podsłuchiwać, jednak trudno przegapić czyjeś słowa, kiedy ktoś mówi głośno, wręcz krzyczy. Od dłuższego czasu właśnie w ten sposób mam „przyjemność” dowiadywać się o życiu towarzyskim pewnych dziewczyn z mojej szkoły. Nie znam ich, sądzę, że chodzą do pierwszej klasy.



Niepokoi mnie nie tylko to co słyszę, ale również to, co u większości swoich rówieśniczek widzę. Wyzbycie się dzieciństwa, głównym dylematem jest to, jak kupić papierosy bez „przypału”, oraz, czy przy wpisie pod tytułem (pardon) „Aszzz siem najebałam tym naparstkiem wody XOXOXOXOX #swag#melanż#yolo” lepiej będzie się wyglądało z prawego, czy lewego profilu. „Nie, nie dla optymalnego efektu wybiorę ten, na którym wymiotuję, przy okazji widać malinkę na szyi.”



STOP.

Mam pytanie: czy tylko ja żyję w tak „patologicznym” społeczeństwie? Czy Ty też w swoim otoczeniu znasz takie osoby? Pytam poważnie, zastanawia mnie to od dłuższego czasu.

Nie tak dawno zapytałam mojej mamy, czy w moim wieku miała już chłopaka. Zaśmiała się i odpowiedziała, że ona w wieku piętnastu lat jeździła po okolicy na rowerze, z Emilką(jej lalką) usadzoną na bagażniku.
Teraz piętnastoletnie dziewczyny owszem jeżdżą, ale do ginekologa.
Być może Twoja reakcja będzie następująca: ”Nie dość, że generalizujesz, nic tymi słowami nie zmienisz.” etc.

Może i prawda.

Ale doprawdy, nie rozumiem tego pędu do dorosłości. Myślę, że wielu z nas brakuje tej dziecinnej naiwności, marzeń, radości.

A może masz ostoję, która pozwala Ci do tego wrócić? Do tych „beztroskich” nie aż tak odległych lat dzieciństwa?

Ja mam.
Są to piękne bajki, które często potrafią przypomnieć człowiekowi, co jest naprawdę ważne.  

Pozwól, że z czystej ciekawości, zadam Ci kilka pytań:

Jaka była Twoja ulubiona bajka? (w znaczeniu: książka, film)

Najmilsze wspomnienie z dzieciństwa?

Ulubiona/wymarzona zabawka?

Czy i w czym widziałaś/widziałeś magię? (np. wysoki dąb, jako dom elfów, śnieg, jako małe tancerki)

Jaka była Twoja ulubiona zabawa?

Nie musisz odpowiadać mi na wszystkie pytania. Może nawet nie paść żadna odpowiedź. Ale sądzę, że warto zadać je sobie, może uda Ci się udać w podróż w czasie?


Może cofam się w rozwoju. Może z takim podejściem nie będę traktowana jako zdrowa na umyśle. Nie dbam o to. Chcę pozostać taka jaka jestem, próbując namalować wszystkie barwy wiatru.



Pozdrawiam,
Infantylna Anna



piątek, 10 stycznia 2014

Nowy rok, stary blog

Nie lubiłam nigdy, kiedy ktoś zaczynał wpis od „Przepraszam, że mnie tak dawno nie było, ale…”. Lecz oto mnie samej przyszło tak pisać.




Co było spowodowane moją nieobecnością? W sumie „zawdzięczam” to wielu czynnikom, takim jak między innymi złe samopoczucie i wizyta w szpitalu.

Chciałam zebrać w sobie wystarczającą porcję optymizmu, aby ten post był chociaż troszeczkę pozytywny. Piszę więc bardzo szybko i nie ukrywam, może być trochę chaotycznie.

Przyznaję, że ostatnio życie mi się troszkę wali. Nie za bardzo radzę sobie z otaczającą mnie rzeczywistością. Dlatego postanowiłam zapisać się do psychologa. I to rodzi się pytanie: dlaczego, jak ktoś idzie do lekarza rodzinnego, nikt nie robi z tego większego halo, a jeśli ktoś z własnej woli idzie do psychologa staje się… „psycholem”? Wytłumacz mi proszę ten fenomen.



Jak mi mija nowy rok? Cóż, dowiedziałam się kilu przykrych rzeczy. Być może czeka mnie operacja. Jednak bardziej dołożyło mi coś innego. Zderzyłam się ze świadomością, że nie mam przyjaciół.
Owszem miałam pewną grupę osób, z którą wychodziłam, rozmawiałam. Jednak, nie wiedzą praktycznie nic o tym, co dzieje się w moim życiu w ciągu ostatnich miesięcy, boję się ich reakcji. A chyba w przyjaźni chodzi o poczucie akceptacji i bezpieczeństwa, prawda? Jeśli nie dobijam się do nich, mają mnie tam, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę.



Jakie są moje postanowienia noworoczne?

Na początku moim postanowieniem było ich brak. Potem na listę w mojej głowie wpisałam:

„1. Przetrwać.”.

Skreślam jednak ten punkt i zamieniam na:

„Zamierzam odciąć się od pewnych ludzi i starać się być codziennie lepszą osobą.”.


W komentarzach znalazłam jedno pytanie do mnie:

1.      Skąd pomysł na pseudonim na Ann Scott? (jeśli to jest pseudonim).

Jest to pseudonim. Przyznaję, że z moich licznych przydomków, ten ma najmniej ciekawą genezę.
Pomysł zrodził się podczas zakładania kolejnego konta mailowego. Nie miałam pomysłu na imię i nazwisko. Akuratnie grałam na telefonie w The Sims, postać, którą wówczas kierowałam, miała na nazwisko Scott. Wystarczyło dodać imię. Jakie? Moje, tylko brzmiące bardziej… "angielsko".

Mam na imię Anna. Miło mi.