sobota, 30 listopada 2013

Liebster Award

Witam. Jest to dalsza część postu "Nominacja...za nic". Postanowiłam zrobić taki podział, dla większej przejrzystości.
Pozwolę sobie jeszcze raz powtórzyć, na czym polega Liebster Award:

"Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

W tej części wymienię nominowane przeze mnie blogi, oraz pytania do wszystkich nominowanych:

Zdaję sobie sprawę, że wymieniłam aż/tylko 4 nominowanych, ale postanowiłam wybrać klika porządnych blogów, niż kilkanaście, które podobają mi się w małym stopniu.

Pytania:
1.Kiedy postanowiłaś założyć bloga?
2.Jak myślisz, co myślą ludzie, czytając Twojego bloga?
3.Czy masz jakieś hobby? Jeśli tak, to jakie.
4.Czy uważasz, że jesteś inteligentną osobą?
5.Co zrobiłabyś, gdyby zaczęła się apokalipsa zombie?
6.Czy masz marzenia? Jeśli możesz, napisz, jakie.
7.Lubisz spacery? Jeśli tak, to samotne, czy w większej grupie?
8.Co sądzisz o dziewczynach malujących się w wieku od 13 lat do 15 lat?
9.Czego nie lubisz w ludziach? Dlaczego?
10.Czy kiedy byłaś mała, wierzyłaś w to, że kołdra jest magiczną tarczą chroniącą przed potworami?
11.Jakiej muzyki słuchasz?

Do 1,3,4 nominowanych napisałam komentarze na ich blogach. Z blogiem 2 miałam problem, u użytkowniczki niemożliwe (przynajmniej dla mnie) jest wpisanie kodu. Proszę również o napisanie mi komentarza, kiedy nominowane odpowiedzą na pytania. 





piątek, 29 listopada 2013

Nominacja...za nic

Jeden wpis będzie trochę odmienny. Otóż zostałam nominowana do Libester Award. Nie za bardzo wiem, na czym to polega. Jak pisze użytkowniczka Lilou (której dziękuję za nominację, chociaż była ona chyba z grzeczności):

 „Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”

Jako jedna z 11 nominowanych otrzymałam pytania… Zatem dobrze, odpowiem.

1. Co chciałabyś osiągnąć pisząc blog?

Nie mam wielkich planów. Główną ideą była świadomość, że każdy ma problemy. Większość nastolatek ma podobne: pierwsza (często nieszczęśliwa) miłość, szkoła, rodzina. Piszę o nich otwarcie, próbuję zachować optymizm. Jeśli chociaż jedna osoba czytając moje wpisy pomyśli:” Wow, czuję dokładnie to samo. Myślałam, że jestem z tym sama. Skoro ktoś też tak ma, to może nie jest aż tak źle.” To będzie dla mnie ogromny sukces.

2. Wolisz być popularną blogerką czy piszącą dla mniejszej grupy osób i pisać bardziej osobiste posty?

Zdecydowanie osobiste posty, do ściśle określonych odbiorców.

3. Który to twój blog?

Pierwszy. Wcześniej pisałam moje przemyślenia w formie papierowej, w notatniku.

4. Czego w sobie nienawidzisz? (chodzi mi o cechę)

Czasami jestem zbyt miła, przez co daję się wykorzystywać. Jak w przysłowiu: ”Dajesz palec, biorą całą rękę”.

5. Czy byłaś kiedyś nominowana do Liebster Award? Jeśli tak to ile razy.

Nie, jestem nominowana pierwszy raz i mam nadzieję, że

mnie nie dotyczy.

6.  Mądre zdanie, ulubiony cytat?

Mądre osoby, wiedzą, kiedy udawać głupich. Głupie osoby nigdy nie wiedzą, kiedy przestać udawać mądrych. (teoretycznie moja sentencja, ale zapewne ktoś dawno wpadł na podobny pomysł.)

7. W jakich kolorach masz pokój?

Nieremontowany od czasu, kiedy to była sypialnia rodziców. Wszystko, oprócz mebli zostało takie same. Tapeta jest niebieska, pokryta motywem w różnych odcieniach różowych kwiatów.

8. Stoisz nad przepaścią. Stoją z tobą mama, tata, przyjaciółka/chłopak i rodzeństwo (jeśli posiadasz). Wszyscy zaraz spadną oprócz ciebie. Możesz uratować tylko jedną osobę. Którą?

Nie podoba mi się to pytanie.

Uratuję przyjaciela, który okaże się supernaukowcem. Wymyśli mi machinę czasu, przeniosę się, aby nie doprowadzić do tej absurdalnej sytuacji.

9. Co sądzisz o przyjaźni damsko-męskiej?

Kiedyś wierzyłam, że istnieje. Jednak sądzę, że z czasem któraś ze stron może chcieć związku i trzeba walczyć o tą znajomość.
Mam obecnie kolegę, który chciał kiedyś ze mną być, jednak się odkochał.

10. Kiedy obchodzisz urodziny i które?

Nie obchodzę urodzin. Wiek jak na razie chcę zachować dla siebie. Zapewniam, że jestem w wieku „nastoletnim”.

11. Jakiej piosenki teraz najwięcej słuchasz? Wklej również link lub filmik z yt.

Opening z mojego ulubionego serialu:

http://www.youtube.com/watch?v=i2GmRy64xEQ

Ps. Nie mogę się doczekać 2 sezonu.

Tak wkurzająca, że aż dobra:


Oraz:


Doskonale opisuje to, co dzieje się w moim sercu.


czwartek, 28 listopada 2013

I...cięcie!

(Przyjmijmy, że tego bloga czyta ktoś oprócz mnie i kogoś obchodzi, co piszę…)

Jeśli jesteś fanem opowiadań miłosnych, zapewne chcesz przeczytać, że właśnie szykuję się na dyskotekę,   że będę tańczyła z Marcinem, że być może coś między nami będzie.

Ależ oczywiście, że jest… odległość 11 km, tak konkretnie.

Tak, tak, jestem w domu, to nic zaskakującego, prawda?


W sumie to nie powinnam się przejmować. Będzie jeszcze wiele dyskotek. Tylko wszystko tak się dzisiaj idealnie ułożyło: nie mam na jutro nic zadane, fanklub Marcina widział, jak z nim rozmawiałam…

Ergh… Jestem jak mała dziewczynka, która tupie nóżką- żałosne.

Rada: Jeśli możesz zrobić coś, co sprawi Ci radość, nie przejmuj się opinią obcych osób.
Ja niestety musiałam, ale to sprawa niezależna ode mnie.

A (za przeproszeniem) walić to!… Mam ochotę tańczyć, więc będę tańczyć. Głośniki na full, sukienka, zero problemu, pseudozabawa w domu. Muszę jakoś wyrzucić z siebie cały stres ostatnich miesięcy.




wtorek, 26 listopada 2013

„Disco” zmieni …wszystko?

Koniec listopada oznacza wszechogarniające reklamy z świętym Mikołajem biorącym kredyty(ach ta komercja) i dyskoteki andrzejkowe, przynajmniej w szkole. No właśnie… o ile większość dziewczyn ma dylemat pt. W co się ubrać?! To ja mam zupełnie inny: iść, czy nie iść?

No cóż, do połowy października odpowiedź była dla mnie prosta: to by była chyba pierwsza dyskoteka w tej szkole, na którą miałabym ochotę pójść. Ale, jak to bywa, sprawy się pokomplikowały.


Straciłam bliską mi osobę. Żałoba. Ale ja mam do tego inne podejście. Dla mnie śmierć to nie ślepy zaułek, ale otwarta furtka. Owszem, na początku czułam pustkę i potworny ból. Ale w ciągu ostatniego tygodnia stwierdziłam, że powinnam się cieszyć. Gdziekolwiek ta osoba teraz jest, już nie cierpi i może jest szczęśliwa. No i moja ostatnia rozmowa z tą osobą… Mimo łez, mówiła mi :”Ciesz się życiem.”


Więc w czym problem? Mama stwierdziła, że to nie wypada, ludzie będą gadać, ehh…
W sumie smutno mi. Głównie z tego powodu, że Marcin idzie. Nie liczyłam na wiele, chciałam po prostu przyglądać mu się z bezpiecznej odległości. Wygląda na to, że te 11 km dzielące mnie od szkoły będzie odpowiednią odległością. Szkoda, do końca liczę, że może uda mi się jakoś pójść, chociażby zgłoszę się do robienia wróżb. Ale boję się, że przez to wkopię się w gadanie z około 200 osobami, a nie należę do śmiałych osób. Z drugiej strony może udałoby mi się „odpodobać”(odkochać?) od Marcina, gdybym zobaczyła go tańczącą z jakąś dziewczyną z jego anonimowego fanklubu?

Może jednak powinnam się jakoś wkręcić? A może…?

Znając życie mama zaraz wejdzie do pokoju i powie, że na pewno nie idę…


sobota, 23 listopada 2013

Amplituda uczuć

Interesowałam się psychologią od około 3 klasy podstawówki. Ciekawiły mnie meandry podświadomości i ile można dowiedzieć się o ludziach na podstawie ich gestów. Z czasem zauważyłam, że jestem niezła w odczytywaniu emocji, intencji rozmówcy. Co raz więcej ludzi dało się łatwo rozgryźć. Oczywiście nie uważałam, że wszystko o nich wiedziałam, w końcu sama poznałam siebie w niewielkim stopniu.
Jednak w moim życiu pojawiła się osoba, której intencji i zachowań w ogóle nie mogłam pojąć.  Może dlatego tak mnie intrygował, przyciągał. To, jak zapewne się domyślasz to była pierwsza osoba, w której się zauroczyłam. Chociaż uczucie trwało 6 lat, była to miłość(?) nieodwzajemniona. Tak z resztą chyba bywa z pierwszymi zauroczeniami. 6 lat? Moje koleżanki, które były świadome całej beznadziejności sytuacji zawsze się dziwiły.

Chodziliśmy do jednej podstawówki. Byliśmy przyjaciółmi… tak mi się przynajmniej wydawało. Potem, kontakt się urwał. Od trzech lat go nie widziałam. Na początku byłam rozżalona, walczyłam o ten kontakt, próbowałam pisać, nic. Jednak dotarło do mnie, że jestem żałosna, że to, co robię, nie ma sensu. To nawet zabawne, ile dałabym, żeby go wtedy zobaczyć. Uczucie powoli wygasało, by być zupełnie wypalone w wakacje. To, o czym tak bardzo marzyłam- spotkaniu się z nim- stało się rzeczywistością. Przez przypadek spotkałam go w grupce naszych wspólnych znajomych. Wszyscy się ze mną przywitali, oprócz niego. W ogóle, traktował mnie, jakby mnie nie było. Może to wstyd? Wątpię, myślę, że nie było by go stać na takie uczucia. Porozmawiałam, pożegnałam się i z niesmakiem odeszłam.
I jak to bywa z prawami natury:

„Kiedy nie chcesz kogoś spotkać, możesz być pewien, że będziesz wpadał na tą osobę przy każdym kroku.”

Widziałam go ponownie w te same wakacje.  Nie wiem, czym podkuszona, postanowiłam do niego napisać. O dziwno, numer telefonu od trzech lat ten sam. Odpisał. Rozmowa ogólna, o niczym. Nie kleiła się. W końcu o czym mieliśmy rozmawiać? To utwierdziło mnie, ze moje działania nie miały sensu.
I znowu wkradają się wyższe siły natury.  Widuję go bardzo często, mimo, że ani razu z nim nie porozmawiałam. No i idzie na urodziny mojej koleżanki. Boję się trochę, ponownego spotkania z nim. Ale jak na razie spokojnie. Do urodzin daleko, a informacja czy się pojawi, nie jest potwierdzona.

Powoli wracam do teraźniejszości i mojego obecnego obiektu westchnień. Marcin. Tak jak wspomniałam, postanowiłam go sobie odpuścić. Ale stało się dokładnie, jakby o tym wiedział. Postanowiłam "olewać go" w czwartek. Powiem tak: nie pomaga mi w moim postanowieniu.

Już na pierwszej przerwie w piątek przysiadł się do mnie. Zaczęliśmy się śmiać, z opowiadanych sobie historii. Powiedziałam mu, że boję się pierwszej lekcji z nową nauczycielką od języka. Na lekcji dosiadł się do mnie, mówiąc z uśmiechem: „Nie martw się, wszystko ci wytłumaczę.”. Co prawda bardziej mi przeszkadzał, co chwila do mnie mówiąc. Chyba najbardziej rozbrajającym tekstem było, kiedy "z bananem na twarzy" oznajmił mi, że mam bardzo duże oczy. Nie potrafiłam co prawda zrozumieć, czy miał na myśli „duże, piękne oczy” czy „duże, ćpuńskie oczy”.  
No właśnie, ja go w ogóle nie rozumiem. Jednego dnia, robi tak jakby wszystko, żeby mnie rozbawić, porozmawiać ze mną. Następnego dnia potrafi wydusić tylko „Cześć”. Ponad to ma wiele koleżanek (w których duża liczba jest w nim zakochana.). Bardzo boję się tego, że jest typem osoby, która za przeproszeniem „podrywa wszystko co się rusza i nie rusza”, a ja dałam się omamić.

Rodzą się pytania:

Czy w końcu ma dziewczynę, czy nie?

Jak mam się wobec niego zachowywać?

Jak ta sytuacja się potoczy?

Czego on ode mnie chce?


Może czas da mi odpowiedzi…

czwartek, 21 listopada 2013

Element smutku, element radości… układanka życia

Jeśli jesteś w wyjątkowo dobrym nastroju, bądź nie masz ochoty słuchać smętów nastolatki, pomiń ten post… Nie? Jednak nie? Dobrze, ale nie wiń mnie potem.

Dzień zaczął się dla mnie, jak dla większości. Zegar biologiczny nakazał zasnąć o godzinie 2.  Pobudka- 6.45. Kuchnia, szybkie śniadanie, danie niewygórowane, ubranie i pędem do ukochanego Specjalnego Zakładu Karno-Opiekuńczego Łączącego Analfabetów. Dzień zapowiadał się miło – w związku z licznymi zastępstwami. Oczywiście od części praktycznej było trochę  gorzej- lekcje podziurawione jak ser, sprawiały, że nie wiadomo było, co ze sobą zrobić, a lekcje dłużyły się w nieskończoność. W międzyczasie dowiedziałam się kilku rzeczy… które nie do końca mi pasowały:

- W związku ze zwolnieniem zdrowotnym mamy nową nauczycielkę. I z bólem stwierdzam, że najbardziej ciętą i wymagającą, jaka mogła nam się z tego przedmiotu trafić. Jednak może nie powinnam się zbytnio przejmować (nieoficjalnie jest to zastępstwo tymczasowe).

- Losowanie mikołajkowe- przez pewną dziewczynę zostały prawie odwołane, bo nie podobało się jej, kto ją wylosował. Po wymianie, udało się uratować święta. Szkoda, że dowiedziałam się, że ta dziewczyna wylosowała mnie. A chciałam żyć w błogiej nieświadomości, ergh…

- Wspominałam, że podoba mi się pewien chłopak… Otóż okazało się, że Marcin* podoba się… chyba większości dziewczyn w naszym roczniku… Po prostu „cudownie”. To daje mi sygnał, żeby dać sobie spokój. Po pierwsze: już kiedyś byłam w podobnej sytuacji, taki układ jest bezsensowny- chłopak zaczyna się czuć jak niewiadomo kto. I te nachalne dziewczyny, bleh.  Po drugie: nawet jeśli Marcin nie ma dziewczyny, to i tak jest wiele kandydatek o wiele lepszych ode mnie.

- Marcin jedzie na tą samą kolonię, co ja. Nie wiem, jak to będzie wyglądało- mam wrażenie, że oszaleję, bynajmniej nie w pozytywnym sensie.

-Wizyta u lekarza, być może czeka mnie operacja.

-Mój pies ma napady padaczkowe. Szkoda biednego zwierzaka, w dodatku, ostatnio straciłam kogoś bardzo ważnego. Boję się, że śmierć znowu się pojawi.

Niby to szczegóły, małe elementy, ale…

…Nie! Dość! Takie narzekanie nie ma sensu. Owszem, wygadanie się daje pewną ulgę, ale codziennie jestem zasypywana złem, goryczą, smutkiem przez media, przyrodę, ludzi.

Może jeśli sama będę bardziej optymistyczna, to i dla innych ludzi dzień będzie milszy?

Może to szczegóły takie jak miły gest czy uśmiech, niczym elementy puzzli tworzą układankę szczęścia?




*To oraz wszystkie imiona zostaną zmienione, na potrzebę złudnej ochrony danych osobowych i łudzenia się, że ktoś oprócz mnie czyta tego bloga. 

środa, 13 listopada 2013

Anonimowi Katolicy

Wróciłam ze spotkania na bierzmowanie, lub, jak pozwoliłam to sobie nazwać na własny użytek „Spotkanie Anonimowych Katolików”. Do tej pory ich nie lubiłam. Nie chodzi o to, że mam jakieś problemy z Bogiem. Tak jak pisałam w poprzednim poście  „Zależy. Od ludzi przede wszystkim.”. Do księdza, prosto po święceniach, który myśli, że może „Zbawić nasze dusze!” zdążyłam się przyzwyczaić. Jednak nie potrafiłam uszanować przykazania o wzajemnym miłowaniu się, kiedy do akcji wkraczała grupa wiernych parafialnych rówieśników. Nie jestem idealna. Ale jak każdy człowiek, nie toleruję pewnych zachowań. Chyba nie lubisz, kiedy ktoś nie słucha w ogóle, co mówisz? Nie wspominając o tego demonstrowaniu? Wyobraź sobie jeszcze, że dodatkowo ktoś gasi ostentacyjnie światło, rzuca w Ciebie kurtką, robi sobie zdjęcia, prosi o wi-fi i rozmawia z kolegami, komentując inne grupki (poniższe czynności występowały w dowolnej kolejności, zwykle były kumulowane losowo przez dane grupki). Pomnóż to paranormal activity przez 10, dodaj to, że nikogo nie znasz i…  Witam serdecznie na spotkaniu Anonimowych Katolików!
Dzisiaj jednak sytuacja uległa zmianie. Jako, iż siedziałam sama w ławce (Nikt nie chce siedzieć przy mnie? W porządku.), mogłam spokojnie analizować przychodzące osoby. Wśród kilku dziewczyn maniakalnie patrzących w telefon i/lub lusterka zauważyłam blondynkę. Wyróżniała się. Po pierwsze- glany, a nie tak jak dziewczyny stojące przy niej- buty na obcasach. Po drugie- była wystraszona. Nie wiem, czy za pośrednictwem instynktu łowcy, czy instynktu macierzyńskiego, postanowiłam się z dziewczyną zapoznać. Byłam zszokowana. I to… pozytywnie. Wydaje się spokojną, miłą, pozytywną osobą, mamy podobny gust muzyczny i zainteresowania. Nie zamierzam przesadzać, w końcu ile można się dowiedzieć o człowieku po niecałej godzinie rozmowy. Myślę, że przy najbliżej okazji poproszę ją o jakiś kontakt, chciałabym ją lepiej poznać. Może to jeden z życiowych motyli?...


Kiedy ostatnio łapałeś motyle?

Trzecia klasa. Rok w którym nauczyciele krzyczą „Egzamin!” częściej niż „Dostajesz jedynkę!”, albo „Jak to nie macie pracy domowej!?”. Rok, który jest „decydujący”, „ostateczny”, czy też inne wymyślne nazwy, mające za zadanie wywołać u nas stres. Dla mnie to po prostu ostatni rok (no chyba, że nie zdam). Jaki jest mój stosunek do szkoły? Zależy. Od ludzi przede wszystkim. O ile z „zołzami” poradziłam sobie w klasach 1-3 podstawówki (może kiedyś o tym napiszę), to mój obecny problem, jest zupełnie inny. Jak to ująć w słowa? Kocham?… Za dużo… Lubię?... Za mało… Zatem przyjmijmy, że podoba mi się pewien chłopak. Nic nadzwyczajnego, myślę, że większość osób w moim wieku to przeżywa. Sedno problemu nie tkwi w samym uczuciu… Chodzi o to, że On ma najprawdopodobniej dziewczynę. Jako optymistka pomyślałam: „Nie jest aż tak źle, przecież mogło się okazać, że ma chłopaka.” Jednak… ta niesprawdzona informacja sprawia, że wariuję. Niepewność i bezsilność – nienawidzę odczuwać takich rzeczy. Nie mam pojęcia, jak mam się zachowywać. Oczywiste jest to, że mogę o Niego walczyć (wybaczcie wszystkie Panie, które wojujecie o równouprawnienie, ale to określenie nie pasuje mi zbytnio do dziewczyny), albo odpuścić (nienawidzę braku działań). Mam też sobie za złe, że nie potrafię wykorzystywać okazji, większości okazji, jakie daje mi życie. Więc może nie będę robiła planów, list, opracowywała taktyki? Może po prostu puszczę się tej niewidzialnej ściany, „popłynę z nurtem” i będę łapała okazje (niczym motyle), jakie daje mi los?...





niedziela, 3 listopada 2013

„Moda zaduszna” , „Houston mamy problem!” i okna w niebie

Dzień Wszystkich Świętych. Zaduszki. Jak zwykle w te dni zalewa mnie fala jeszcze większych rozważań, niż zwykle. Nie chodzi bynajmniej o „modę cmentarną” oraz „feng shui nagrobków”- jestem ponad tym.
Chodzi bardziej o kwestię przemijania. Od kilku dni męczy mnie pewna kwestia: 
Czy warto pojawiać się w życiu innych ludzi, mimo, że ma się świadomość, że za chwilę się z niego zniknie?
 Ale co mogę rozumieć przez słowo „chwila”? Czyż moje całe życie nie jest chwilą, niepojętym ułamkiem w ciągu wszechświata? A no jest.
Może moje pytanie jest zbyt ogólne. Zatem ujmę je inaczej:
Czy warto walczyć o znajomości, innych ludzi?
Sprawa ta trapi mnie od bardzo długiego czasu. Jednak znowu wszystko jest za mało sprecyzowane. Zatem czarno na białym. Mam problemy. Jak każdy. Zapewnie kiedy się z nimi zapoznasz, stwierdzisz, że są błahe. Bawi mnie to, że ktoś bagatelizuje czyjeś problemy. Dla każdej osoby jej problemy są najważniejsze, najtrudniejsze do rozwiązania. Więc rzeczy mają się następująco: moja grupa znajomych rozsypuje się, rozmywa. Kiedyś potrafiliśmy się spotykać przynajmniej dwa razy w tygodniu, a teraz… widzieliśmy się chyba ostatnio w sierpniu. Możliwe, że to dlatego, że każde z nas jest w innej szkole.  Jednak prawda jest taka, że mimo moich prób nawiązania kontaktu nikt nie chce się do mnie odzywać. Co mam robić dalej? Przestało mnie bawić wieczne walczenie o kogoś, chciałabym, żeby ktoś raz o mnie zawalczył. To idealnie nawiązuje do mojego problemu numer dwa. Ale o tym innym razem. Zapewne masz swoje własne problemy, pozwól, że moje będę Ci dawkowała.

Patrzysz może czasami w niebo? Widzisz gwiazdy? Wiesz, to głupie, ale wierzę, że są to okna w niebie, które otwierają zmarli. I patrzą na nas z tych okien. Może się uśmiechają? Tego nie wiem. Wierzę, że niektórzy są moimi aniołami stróżami. Mam już kilku takich stróżów „tam”. 29 października dołączył do nich kolejny…