Piszę te słowa, bijąc się w pierś. Przyznaję, że zaglądam tu
ostatnio bardzo rzadko. Dlaczego? Bo nie mam czasu… dla samej siebie?
Idiotyczne, czyż nie?
Czy jest mi w z tym źle? W sumie nie. Od początku miał to
być blog o mnie i dla mnie, nie robiony „pod publikę”.
Chyba 94% znanych mi osób zaczyna rozmowę od: ”Hej, co tam?”.
No właśnie, co u mnie?
Średnia wystawiona, uzyskałam wynik 5,36.
I m.in. ten temat chcę poruszyć. Nie chodzi mi
bynajmniej o oceny, raczej o stereotypy z nimi związane. Sam/ sama odpowiedz
sobie na pytanie, co pomyślałeś/pomyślałaś, czytając zdanie o moim wyniku w
nauce. Czy w Twojej głowie pojawiło się: ”Ale wysoka średnia.”, „Phi! Mam
wyższą.”, „Co mnie to obchodzi!?” a może „Boże, jaka kujonica, pewnie nie robi
nic, tylko siedzi nad książkami. Get a life!”. Otóż to. Osoba, która dobrze się
uczy jest automatycznie kujonem, nerdem, osobą bez życia. To smutne, ale
zauważyłam, że ludzie z mojego otoczenia postrzegają mnie właśnie jako taką uczennicę.
Tak, wiem, wiem, nie powinno mnie to obchodzić. Ale nie
ukrywam, że czasami zaboli mnie to, że do spisywania ode mnie pracy domowej
większość osób, „jest pierwsza”. Ale kiedy pojawia się weekend i „melanże”,
jakoś nikt o mnie nie pamięta. Bo co? Bo niby ”siedzę w domu i odrabiam lekcje”?
Bo „moją przerwę w nauce stanowi pójście na mszę w niedzielę”?
Tak. Odrabiam lekcje, ale wtedy, kiedy muszę, wbrew pozorom-
jestem niezwykle leniwa.
Tak. Chodzę na mszę, ale to moja wiara i sprawa między mną,
a Bogiem.
Nie wiem, czego ludzie się boją. Może tego, że jestem „zbyt
spięta”? Możliwe. Ja uważam, że mam po prostu ściśle określone zasady i się ich
trzymam.
Lecz niektórzy nie tylko nie mają zasad, ale i się nie
szanują. To, czego się dowiedziałam w zeszły piątek, niezwykle mnie załamało.
Okazało się, że dwie osoby z mojej klasy (wliczając mnie)
NIE przeszły jeszcze inicjacji alkoholowej. Skąd to wiem? Ot, niewinna
pogawędka z pewnym kolegą z klasy. Pozwolę sobie mniej więcej przytoczyć
dialog:
[Kolega]-Ania… ty już byłaś pijana?
[ja]-…Nie?...-odpowiedziałam zdziwiona.
[K]-Wiesz, że w naszej klasie, tylko ty i ja jeszcze nie
piliśmy?
[j]-…-szczerze, to nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć.
Zapanowała cisza.
[j]- Tak właściwe, to skąd masz taką informację, przeprowadzasz
wywiad środowiskowy?
[K]-Wiem to od… Marcina.
Nagle poczułam, jak krew spływa mi w dół ciała. Dlaczego tak
mnie to podłamało? Bo łudziłam się, że jest rozsądniejszy? Bo myślałam, że jest…
inny?
Tymczasem Kolega kontynuował swoją wypowiedź:
[K]- Podobno w tą sobotę Emil i Wiktoria tak się schlali, że
Wiktoria omal nie złamała łóżka, na które upadła. Wyobraź sobie, że to stało się
wtedy, kiedy Emil gorąco zapewniał jej tatę, że Wiktoria jest w toalecie. Pomyśl
tylko: ”Przykro mi, Wiktoria nie może rozmawiać, bo jest w…” I nagle JEBUT!-
krzyknął dobitnie Kolega, gestykulując rękami.
Więc Marcin, Wiktoria, Emil i kilkanaście innych osób znajdowało
się we względnym stanie nieważkości minionego weekendu. Cóż, to by wyjaśniało,
nagłą integrację tej trójki. A właściwie przyklejenie się Wiktorii i Emila do
Marcina.
No właśnie, Marcin. Nie wiem, co o nim myśleć. Nie podoba mi
się jego postawa. Ale też nie widziałam go „w akcji”. Może tak naprawdę była to
kwestia „łyka” wódki, tudzież innego trunku? Ale czy w ogóle w naszym wieku
może być stosowane takie powiedzenie, jak „kulturalne picie”?
Sama nie wiem, muszę to sobie jakoś poukładać.
Jeszcze raz pytam o fenomen alkoholu: Czy na serio jest to
taka superświetna sprawa? Mnie osobiście nastolatki z (pardon) powykrzywianymi
mordami od alkoholu odrzucają, obrzydzają, stresuję się w obecności takich
osób.
W tą środę odbywa się dyskoteka. Oczywiście populacja nie
będzie zbyt duża, zapewne dlatego, że nie można wnosić żadnego alkoholu zarówno
przy sobie, jak i w sobie.
Czy bez alkoholu można się dobrze bawić? Ależ oczywiście, że
można. Nieważne jak, nieważne gdzie, ważne z kim.
No właśnie. Niczym w mocno zmienionej baśni Brzechwy, kiedy
ja mogę iść na dyskotekę, Marcin jest chory…
A szczerze, głównie dla niego chciałam iść.
No cóż, żeby być z kimś, najpierw trzeba nauczyć się być
samą, czyż nie?...